niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział drugi - [...] Byłam przecież tylko jedną z jego kilku milionów fanek na świecie.


Było już po treningu.
Przez godzinę czekałam na Gerarda, który jak zwykle się spóźniał.
Oparta o samochód wysyłałam mnóstwo sms'ów do znajomych, którym nie odpowiadałam od dawna.
Nie wiem, dlaczego akurat teraz to robiłam.
Już miałam wysłać kolejnego sms'a, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi auta.
- Wsiadaj - usłyszałam znajomy głos.
Geri w końcu postanowił się zjawić.
- No nareszcie. Myślałam, że nigdy nie wrócisz - opowiedziałam nadal wlepiając wzrok w wyświetlacz.
Wsiadłam do środka i zauważyłam, że bateria się rozładowywuje.
Schowałam więc komórkę do kieszeni i wpatrywałam się w ulicę, która znajdowała się przed nami.
Oczywiście nie obyło się bez śpiewania kolejnych piosenek.
Droga powrotna mijała bardzo wesoło.
Niczym zdążyłam się zorientować, staliśmy już na parkingu przed domem.
Po wyjściu z samochodu chyba wiadomo, co robił Geri.
Ja byłam już na górze, w swoim pokoju.
Brzebrałam się w piżamę, bo było już późno.
Gerard postąpił podobnie i przygotował jakąś kolację.
Zjadłam moją porcję, pożegnałam się z nim i poszłam spać.
Rzuciłam się na łóżko, przykryłam kołdrą i zamknęłam oczy...

***

Budzik się sprawdził - obudził mnie równo o 9.
Przez okno wpadały promienie słońca.
Przeciągnęłam się i leniwie zwlekłam się z łóżka.
Potem poranna toaleta, jakiś makijaż, i cud-miód.
Zeszłam na dół, żeby przygotować jakieś śniadanie.
Na lodówce wisiała karteczka z mniej więcej taką treścią:
" Dzisiaj musiałem wyjechać do Shak, wrócę za około 2 dni. Wiem, że dasz sobie radę sama.
Zakupy są rozpakowane. :)
Kochający braciszek, Geri"
No dobra.
Skoro dom cały dla mnie, to pasowało mi to.
Zrobiłam sobie jakieś jedzenie, zjadłam je w ciszy i usiadłam na kanapie w salonie.
Sięgnęłam po pilota i włączyłam telewizor.
Wiadomości, wiadomości, powtórka serialu, kolejne wiadomości i kolejne powtórki.
Po przejechaniu wszystkich kanałów w poszukiwaniu czegoś ciekawego poddałam się.
Włączyłam konsolę i zaczęłam grę w Fifę.
Szło mi całkiem dobrze, w końcu uczyłam się trochę.
Po kilkunastu meczach (wygranych oczywiście) usłyszałam pukanie do drzwi.
Nie byłam pewna, kto przyszedł o tak wczesnej porze.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je.
Przede mną stał Jordi.
Zdziwiłam się trochę, nie spodziewałam się, że przyjdzie.
Po chwili ciszy zapytał:
- Zastałem może Gerarda? Byłem z nim na dzisiaj umówiony, mieliśmy pograć - uśmiechnął się.
- Nie, musiał wyjechać do Shaki. Ale jeśli chcesz to wejdź, ja mogę z tobą pograć.
Mężczyzna nieśmiało przekroczył próg i zdjął buty.
- Nie musisz zdejmować butów, i tak muszę tu posprzątać - spojrzałam na niego i zaśmiałam się.
- Ależ muszę - odpowiedział.
Zaprosiłam Albę do salonu.
- Chcesz coś do picia? Albo do jedzenia? - zapytałam go, kiedy już usiadł.
Chomiczek uśmiechnął się tylko i odpowiedział:
- Nie, nie, dziękuję.
- Okej. Więc... gramy? - odwróciłam głowę w jego stronę, kiedy włączałam konsolę.
- Tak - zaśmiał się wesoło i chwycił za pada.

***

Cała gra mijała bardzo przyjemnie.
Graliśmy kilka dobrych godzin, a Jordi z trudem mnie pokonywał.
- No, no muszę przyznać, że niezła jesteś... Pilar? - chciał upewnić się, czy dobrze pamięta moje imię.
- Tak, wiem Jordi - wyszczerzyłam się.
- Wiedziałem, że nie zapomnę Twojego imienia - powiedział mężczyzna.
Czułam, że zalewam się rumieńcami a Jordi obserwował mnie bacznie.
- Wszystko okej? - zapytał.
- Tak, tak - uśmiechnęłam się.
Siedzieliśmy tak grając jeszcze przez długo okres czasu.
Cieszyłam się, że mogę spędzić z nim chociaż kilka godzin.
Wpatrywałam się w niego i w to, jakie emocje wyraża jego twarz podczas gry.
To było niesamowite, jak przeżywa każdą minutę meczu.
Nie widziałam, żeby ktokolwiek tak grał.
Nawet mój brat, Gerard.
Jedyną emocją którą wyrażał była radość po wygranym meczu.
A Alba...
Cały czas siedział mi w głowie mimo tego, że był obok mnie.
W końcu, zależało mi na nim.
Ale byłam przecież tylko jedną z jego kilku milionów fanek na świecie.
Dlaczego miałby być akurat ze mną?
Otrząsnęłam się z myślenia i spojrzałam na zegarek.
Było już dość późno, a moje oczy samoczynnie się zamykały.
Po protu pogrążyłam się we śnie obok Jordiego, który wpatrywał się w ekran telewizora jak zahipnotyzowany.
Uśmiechnęłam się tylko resztkami sił sama do siebie.
Żałowałam, że muszę zasypiać akurat teraz...
_________________________________

Proszę bardzo, mamy dwójeczkę.
Nie zadowala mnie jakoś super bardzo, ale liczy się to, że w ogóle jest, prawda?
Po dzisiejszym dniu wszystko mnie boli, jutro na ósmą, super.
Miłego wieczoru, he. :)


2 komentarze: