niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział czwarty - [...] Zostajesz tutaj.

Po piętnastu minutach znaleźliśmy się już przed moim domem.
- Wielkie dzięki - uśmiechnęłam się i pocałowałam Jordiego w policzek - jeszcze ci się odwdzięczę.
Próbowałam powstrzymać się od tego całusa, nie chciałam wykazywać większego zainteresowania mężczyzną, który siedział obok mnie.
Widziałam, jak Jordi zalewa się rumieńcami - urocze. 
- Nie ma za co, nie musisz się odwdzięczać - jego kąciki ust powędrowały do góry.
- Chcesz wejść? - zapytałam po chwili.
- Mógłbym, w sumie nie mam nic innego do roboty.
Jordi wyłączył silnik samochodu i otworzył drzwi.
Po chwili znalazł się po mojej stronie i podał mi rękę, abym mogła wysiąść z pojazdu.
Obdarzyłam go kolejnym już uśmiechem i otworzyłam furtkę.
Zostawiłam ją otwartą, żeby Geri nie musiał się męczyć, jak to zwykle robił.
Wraz z Jordim weszłam do mojego domu.
- Chcesz coś do picia, jedzenia? - odwróciłam się w jego stronę.
- Nie, dziękuję, posiedzę sobie tylko.
- Okej - wyszczerzyłam się.
Przygotowywałam jedzenie dla braciszka.
Wiedziałam, że sam się sobą nie zajmie.
A to przecież On jest tym starszym, nie ja.
Po kilkudziesięciu minutach na stole znajdowały się trzy talerze, miski z sałatkami i gorąca pieczeń. 
Nie obyło się również od naczynia z ziemniakami i jakimś sosem.
W piekarniku już rósł biszkopt na ciasto. 
- Mam nadzieję, że zostaniesz z nami na kolację, Jordi - wychyliłam się zza blatu i uśmiechnęłam się.
- Nie chciałbym się narzucać - odpowiedział.
- Nie narzucasz się. 
Rozmowę przerwał nam dźwięk klaksonu i kluczyka przekręcanego w drzwiach. 
- Geeeraaaard! - wrzasnęłam i podbiegłam do drzwi potrącając po drodze wszystko. 
Kątem oka zauważyłam, jak Jordi śmieje się ze mnie.
W końcu nie ma się co dziwić... 
Drzwi otwarły się i wszedł nimi mój ukochany braciszek.
- Jak dobrze, że wróciłeś - zaśmiałam się i przytuliłam go. 
- Ja też tęskniłem, siostrzyczko - Gerad podniósł mnie - oo, Jordi, siema! 
Alba wstał z kanapy i podszedł aby się przywitać. 
- No cześć, dawno się nie widzieliśmy. 
- Tylko 48 godzin - odparł Geri - przez tą podróż zgłodniałem, dostanę coś do jedzenia? 
- Pewnie, siadajcie! - uśmiechnęłam się i poszłam do kuchni.

***

Po zjedzeniu czegoś konkretnego nadszedł czas na deser. 
Jako iż moja babcia nauczyła mnie piec, udało mi się zrobić ciasto truskawkowe na biszkopcie, polane galaretką i ozdobione kremem śmietankowym.
Pierwszy raz byłam zadowolona z jakiegokolwiek wypieku. 
- Proszę bardzo - na stół położyłam talerz z ciastem - możecie się delektować. 
Mój brat i Jordi uśmiechnęli się i zaczęli rozdzielać kolejne kawałki.
- A ten będzie dla ciebie - powiedział Geri i położył mi na talerz kawałek wielkości jego dwóch rąk razem wziętych.
- Ja tego nie zjem, weź połowę - zaprotestowałam.
- Jesteś tak chuda, że mogłabyś robić za wieszak, więc proszę, zjedz - uśmiechnął się mój brat.
- Odezwał się grubas. Ty też nie jesteś zbyt dobrze dożywiony, także możesz sobie pozwolić - wystawiłam język. 
- Współczuję - powiedział szeptem do Gerarda Jordi który myślał, że tego nie usłyszę.
- Ejj - zmierzyłam go, jak mi się wydawało, groźnym wzrokiem. 
Obaj zaczęli się śmiać. 
Byłam tak zmęczona, że chciałam iść spać.
Ale kiedy chciałam to powiedzieć, przerwał mi huk piorunów.
- Chyba powinienem się zbierać... - powiedział Jordi.
- Nigdzie nie idziesz - zaprotestowałam - zostajesz tutaj. 
Gerard zgodził się na to, żebyśmy przenocowali Albę u nas.
Przecież lało (co faktycznie, nie było w Barcelonie codziennością) mogło mu się coś stać.
Poszłam na piętro, żeby znaleźć jakieś rzeczy dla Jordiego.
Wyjęłam jakąś koszulę i spodnie Gerarda.
Nie będzie mi miał tego za złe.
Zeszłam na dół i wręczyłam zestaw Chomiczkowi.
Podziękował mi i stwierdził, że pójdzie wziąć prysznic. 
Ja z Gerardem posiedzieliśmy jeszcze trochę do czasu, aż Alba wróci.
- Wiesz, że i tak nie będziemy spać? - zapytał Geri. 
- Wiem, zdałam sobie z tego sprawę, kiedy zobaczyłam twój błysk w oku na wieść, że Jordi u nas zostaje - zaśmiałam się.
- Spokojnie, nie rozniesiemy domu, będziemy grzeczni i może tylko urządzimy imprezę.
- Gerard... - skarciłam go.
- No prooooszę - zamrugał szybko mój brat i spojrzał się na mnie maślanymi oczkami - tylko jeden raz.
- No dobra, ale.. - nie zdążyłam dokończyć, bo mój brat uściskał mnie najmocniej jak umiał.
Postanowiłam, że pójdę się przebrać na górę.

Obróciłam się jeszcze i widziałam, ja Gerard mówi Jordiemu o imprezie. 
Spojrzałam na nich i zniknęłam w łazience.

***

Nalałam sobie wody do wanny, żeby móc się odświeżyć.
Nie chciałam brać udziału w imprezie więc od razu przebierałam się w piżamę.
Założyłam luźną, krótką, szarą koszulkę i czarne szorty.
Do tego miałam moje kapcie, które wyglądały jak koty.
Włosy związałam w kucyk i popsikałam je specjalnym płynem, który miał mój ulubiony, waniliowy zapach.
Wyszłam z łazienki i poszłam jeszcze na chwilkę do kuchni, żeby wziąć szklankę soku na noc.
Zawsze kiedy się budziłam, lubiłam się czegoś napić.
Poszperałam w szafkach w poszukiwaniu szklanki i w końcu ją znalazłam.
Nie zauważyłam, że od początku przyglądał mi się Jordi, który był wyraźnie zafascynowany tym, że moja bluzka była tak krótka i odsłaniała mój brzuch. 
Nachyliłam się jeszcze po sok i nalałam go do szklanki.
Przechodząc obok Jordiego szepnęłam:
- Nie ładnie to tak się przyglądać - zaśmiałam się.
On spojrzał na mnie i znowu oblał się tym uroczym, krwistym rumieńcem.
Puściłam mu oczko i jeszcze raz uświadomiłam Gerardowi, jak miał wyglądać dom po imprezie.
Odpowiedział i dodał, że niedługo wpadną pozostali z Barcy.
Przeraziłam się tym faktem bo wiedziałam, że dom może wyglądać jak pobojowisko.
Ale i tak to oni mieli sprzątać, nie ja.
Poszłam więc na górę i zamknęłam się w swoim pokoju.
Usiadłam na łóżku, położyłam szklankę ze sokiem na stoliku i wyciągnęłam spod poduszki jedną z moich ulubionych książek.
Zapaliłam jeszcze kilka zapachowych świeczek i zaczęłam czytać ją dalej
Postanowiłam, że codziennie przeczytam dwa rozdziały, więc tak uczyniłam.
Po przeczytaniu ponad 60 stron odłożyłam książkę z powrotem pod poduszkę i włączyłam sobie muzykę.
Zawsze słuchałam w kółko kilku piosenek. 
To mnie bardzo odprężało.
Niestety, powoli zaczynała rozbrzmiewać głośna muzyka z dołu.
Żałowałam, że ściany nie są dźwiękoszczelne.
Słyszałam jeszcze głosy kilku piłkarzy, chyba Bartry, Sancheza, Neymara, Puyola, Fabregasa, Tello, Sergiego, Xaviego, Iniesty i Messiego.
Po czasie przypomniałam sobie, że na półkach stało ponad 10 butelek z alkoholem, więc zapowiadała się dla nich długa, mocno zakrapiana impreza...
_________________________________

Mam nadzieję, że objętość obu dzisiejszych rozdziałów będzie wystarczająca.  :)
No i jak to teraz bywa muszę przyznać, że strasznie rozczarował mnie mecz Hiszpania-Holandia, gdzie nasi chłopcy przegrali 1:5.
Ale trzeba pozostać wiernym kibicem i liczyć na to, że jakoś się zrehabilitują. :)
+Strasznie szkoda mi Ikera.. :(


 

1 komentarz:

  1. Bardzo fajne dwa rozdziały xD Czekam na Adrie w następną sobotę :)

    OdpowiedzUsuń