niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział szósty - Nic nie mów.

Siedziałam przed toaletką dokańczając właśnie kreskę na lewym oku.
Męczyłam się z nią przez kilkanaście dobrych minut, i w końcu się udało.
Makijaż i fryzura były gotowe.
Pierwszy raz udało mi się tak idealnie wyglądać.
Najgorsze przede mną - wybieranie ubioru.
Zawsze miałam z tym problem.
Nie ważne, że moja szafa była tak zapełniona, że nic się w niej nie mieściło.
I tak uparcie twierdziłam, że było tego za mało, albo że to już nie modne.
Przekopałam wszystkie półki i wieszaki.
W końcu znalazłam idealną sukienkę.
Granatowa, obcisła góra, od mniej-więcej połowy brzucha była rozkloszowana.
Do niej dobrałam szpilki w tym samym kolorze.
Przejrzałam się w lustrze z dumą. 
Stwierdziłam, że gdybym nie była mną z chęcią bym się ze sobą ożeniła.
Uśmiechnęłam się jeszcze i zeszłam na dół.
Na kanapie siedział Geri, rozmawiał z Shaki przez telefon.
Kiedy byłam już na parterze, braciszek spojrzał na mnie i zagwizdał na mój widok.
Potem musiał się tłumaczyć Shak, dlaczego akurat teraz wydał z siebie ten dźwięk.
Jego wytłumaczenia były tak bezsensowne, że aż śmieszne.
Kiedy skończył, powiedział:
- No, a kto tu się tak wystroił? - spojrzał na mnie poruszając brwiami.
- Gerard, głupku. Musisz akurat teraz? - zapytałam.
- No co. Lubię jak moja siostra wygląda ładnie, w końcu po kimś to masz - wyszczerzył się. 
- Ha, ha, bardzo śmieszne - zaśmiałam się sztucznie - wychodzę dzisiaj.
- Z Jordim? 
- Tak.
- Może cię odwieść? - zapytał z troską Gerard - jest ciemno.
- Ee tam, przesadzasz. Pamiętaj, że mam sporo siły i umiem się bronić - zachichotałam.
- A no faktycznie. 
Poprawiłam włosy i przejrzałam się, po raz setny w ciągu tej godziny.
- Kiedy wraca Shaki, stęskniłam się już za nią.
- Mówiła, że postara się jak najszybciej. Może za 4/5 dni - uśmiechnął się.
- No nareszcie - powiedziałam ucieszona i spojrzałam na zegarek - idę już, papa. 
Przytuliłam brata na pożegnanie i dodałam:
- Tylko grzecznie mi tutaj.
- Ty tam też - zaśmiał się.
Wyszłam z domu i zamknęłam za sobą drzwi...

***

Idąc tak uliczkami podziwiałam widoki.
Mimo tego, że mieszkałam w Barcelonie od lat, zawsze zachwycałam się tymi wszystkimi kamieniczkami.
W końcu zobaczyłam deptak, na końcu którego znajdowało się miejsce spotkania. 
Ruszyłam pewnie przed siebie, poprawiając nerwowo sukienkę.
Od Jordiego dzieliło mnie tylko kilka metrów.
Byłam już na miejscu i rozejrzałam się. 
Nikogo tam nie było.
Spojrzałam na pobliski zegarek.
Jordi miał jeszcze 15 minut.
Ze spokojem usiadłam na krzesełku przed kafejką i czekałam...
W końcu pojawił się On.
Był w czarnym garniturze, spod którego góry wyłaniała się biała koszula i czarna muszka. 
W rękach trzymał spory bukiet czerwonych kwiatów, które mi wręczył. 
- Pięknie wyglądasz - uśmiechnął się Jordi. 
- Ty również wyglądasz tak, hm, elegancko. Czy to jakaś specjalna okazja? - spojrzałam na niego.
- Owszem, spotkanie z tobą to najlepsza okazja do wystrojenia się. 
Teraz był taki pewniejszym siebie Jordim, nie tym nieśmiałym.
Szczerze, to podobało mi się to, nawet bardzo.
- Jakieś plany? - spytałam zaciekawiona.
- Całkiem sporo - odparł i złapał mnie za rękę - chodź.
Zaprowadził mnie do swojego samochodu i otworzył mi drzwi.
On również wsiadł, uruchomił silnik i ruszył.
Jechaliśmy gdzieś a ja zupełnie nie wiedziałam, gdzie.
Miałam tylko nadzieję, że Jordi nie zaczął nagle myśleć jak psychopata, nie wywiezie mnie do jakiegoś oddalonego o 100km lasu i...
Stop, stop, stop - naoglądałam się zdecydowanie za dużo filmów.
Skarciłam się w myślach i spojrzałam przed siebie.
Widziałam kolejne malownicze uliczki, które były oświetlone słabym światłem latarni miejskich.
Pozostało mi tylko czekać aż gdzieś zaparkujemy, i oglądać kolejne budynki...

***

- No, jesteśmy - oznajmił Jordi po dość długiej podróży.
Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się.
Byliśmy na plaży, gdzie paliło się niewielkie ognisko, w koło którego stały dwa potężne kamienie, które robiły za siedzenia.
Całe to miejsce otoczone było palmami i kwiatami, które miały różne, wyraziste kolory i przepięknie pachniały.
- Jak tu pięknie - westchnęłam z zachwytem.
Alba uśmiechnął się i oparł:
- Wiem. Z reguły zawsze przychodziłem tu sam, kiedy chciałem przemyśleć wiele spraw. Nie miałem nikogo wyjątkowego, komu pokazałbym to miejsce - nabrał powietrza - ale teraz mogę przyjeżdżać tu z tobą...
Słowa Jordiego zdziwiły mnie trochę. 
W końcu wyrwałam się z myślenia.
- Ja? Wyjątkowa? - zapytałam. 
- Tak, bo w sumie po to tu jesteśmy - podniósł głowę i spojrzał mi głęboko w oczy - podobasz mi się, cholernie mi się podobasz a ja cholernie nie potrafiłem tego wyrazić wcześniej - westchnął - od kiedy cię zobaczyłem wiedziałem, że nie odpuszczę i że będę musiał cię mieć tylko dla siebie, to spotkanie z Gerardem było tylko pretekstem do tego, żeby cię zobaczyć i spędzić z tobą chociaż chwilkę, najmniejszą chwilkę...
Po tych wszystkich słowach ucieszyłam się, że czujemy do siebie to samo. 
Wzruszyłam się a po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza szczęścia. 
- Jordi, ja nie wiem co mam powiedzieć... - zawahałam się.
- Nic nie mów - odpowiedział Alba, podszedł bliżej, otarł łzę kciukiem i wpił się w moje usta.
Nie chciałam tego kończyć, więc odpowiadałam mu kolejnymi pocałunkami.
W tej chwili czułam, że mam wszystko, o czym zawsze marzyłam a czas jakby stanął.
W moim brzuchu roiło się od motyli, które tylko sprawiały, że ten pocałunek zapamiętam na długi czas...
_________________________________
Nie jestem w pełni zadowolona z tego rozdziału, bo spodziewałam się, że wyjdzie troszkę inaczej.
Mam nadzieję, że chociaż Wam się spodoba.
Dedykuję go $OWIE, która długo czekała żeby przeczytać, co powie Jordi. :D
Do następnej niedzieli, buziaki. :*


3 komentarze:

  1. Fajny rozdział xD czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Omomom :D Świetnyyyyyyyy <3

    OdpowiedzUsuń