niedziela, 17 sierpnia 2014

Epilog.

*Trzy lata później*

Siedziałam w salonie czytając w miarę ciekawą książkę o bliżej niezidentyfikowanym temacie.
W pewnym momencie usłyszałam, że do domu wchodzi mój mąż.
Pobiegłam do drzwi i przytuliłam go mocno.
Nie było go w domu od tygodnia, bo był na bardzo ważnym zgrupowaniu reprezentacji.
- Stęskniłem się, kochanie - powiedział Jordi dalej trzymając mnie w swoich ramionach.
- Ja też, nawet nie wiesz, jak bardzo - odpowiedziałam i pocałowałam go - pewnie głodny, co?
- I to jeszcze jak! - odparł.
- Chodź, obiad czeka - uśmiechnęłam się.
- Jesteś wspaniała! - zaśmiał się mój mąż.
Po obiedzie, kiedy Jordi siedział na kanapie a ja skończyłam zmywać, poszłam do niego i usiadłam naprzeciwko.
- Słuchaj, mam ci coś ważnego do powiedzenia...
Widziałam, jak mężczyzna spojrzał na mnie ze strachem przed tym, co mam mu do powiedzenia.
Złapał mnie za rękę i spojrzał mi w oczy.
- Stało się coś? - zapytał zmartwiony.
- Nie, wręcz przeciwnie - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko - będziesz tatą, głuptasie!
Jordi aż podskoczył ze szczęścia.
- Jeju, jak ja się strasznie cieszę! Ile już czasu?
- Pięć miesięcy.
- To fantastycznie! Chłopiec czy dziewczynka?
- Chłopiec.
- Jeszcze lepiej! Będę mógł go nauczyć jak grać w piłkę, wyrośnie na wspaniałego jak tatuś piłkarza!
- Oj, Jordi - zaśmiałam się - na pewno.
Ponownie zostałam przytulona.
Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.


***

Cztery miesiące urodził się zdrowy chłopiec.
Dostał imię po chrzestnym, Gerard.
Gerard Junior Alba.
Mój mały, kochany skarb.
Miałam wspaniałego męża, cudownego synka, najlepszego na świecie brata i jego żonę.
No i Adrię, najcudowniejszego przyjaciela.
Do szczęścia nie potrzebowałam niczego więcej.


"Miłość zaczyna się wtedy, kiedy szczęście drugiej osoby staje się ważniejsze niż twoje."
______________________________
I takim oto optymistycznym akcentem kończymy tego bloga.
Nie jest mi jakoś specjalnie przykro, że go kończę.
Mam wiele innych pomysłów i nie wiem, kiedy zacznę pisać następnego bloga.
Nie chcę pisać go dla (mam wrażenie) jednej osoby, chociaż to zawsze coś.
Mam nadzieję, że podobało się Wam, albo Tobie (nie wiem, ilu was jest + pisząc 'Tobie' mam na myśli wierną Gosię).
Do zobaczenia w przyszłości. :) 

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział jedenasty - [...] Ja go nadal kocham!

Nie zauważyłam kiedy, zasnęłam.
Wstałam dość wcześnie rano, bo miałam nastawiony budzik.
Nienawidziłam, kiedy dzwonił w najmniej oczekiwanym momencie.
W moim śnie właśnie miałam skakać ze spadochronem i... nic.
Zwlekłam się z łóżka wolniej, niż to zawsze robiłam i rozpoczęłam wykonywanie rutynowych czynności.
Potem zeszłam na dół i ku mojemu zdziwieniu, na stole stało śniadanie a w kuchni od rana urzędował Geri.
- No, no - powiedziałam pod nosem.
- Co, coś nie tak? - zapytał zmartwiony Geri.
- Nie, wszytko w porządku - odparłam - zdziwiłam się tylko, że jesteś w kuchni, od samego rana, po imprezie...
- Nie mogłem spać, a Shaki mnie tutaj zagoniła, więc nie miałem wyboru. 
Zaśmiałam się pod nosem i usiadłam do stołu. 
Przed moimi oczyma ukazał się talerz, na którym znajdowały się naleśniki z bitą śmietaną i owocami. 
- Jesteś pewien, że mogę to zjeść? - zapytałam, pokazując palcem na posiłek i ledwo powstrzymywałam śmiech.
- Ha, ha, ha, bardzo śmieszne, Pilar - zaśmiał się sztucznie mój brat - pewnie, że tak. 
Po zjedzeniu pozmywałam po sobie i wróciłam na górę. 
Włączyłam laptopa i przejrzałam Facebooka. 
Tylko kilka powiadomień i zaproszeń do znajomych, nic nowego.
Zamknęłam go i opadłam na łóżko. 
Byłam tak strasznie zmęczona, że prawie zasypiałam. 
Niestety, nie pozwoliło mi pukanie do drzwi mojego pokoju. 
- Pilar, mogę wejść? - usłyszałam głos dochodzący zza drzwi. 
- Ehm, wejdź - odpowiedziałam oschle kiedy domyśliłam się, z czyich ust padło pytanie. 
Do pokoju po chwili wszedł Alba. 
Stanął naprzeciwko mnie i wpatrywał się w moje oczy, tak po prostu.
Po dłuższej chwili usiadłam na łóżku po turecku i czekałam na wszystkie tłumaczenia. 
- No więc... - zaczął nieśmiało Alba. 
- No więc co? - zapytałam rozdrażniona - chcesz mi powiedzieć, że przepraszasz za to, że wyjechałeś tak bez słowa? Pokazałeś się po kilku miesiącach bez najmniejszego znaku życia? Zależało ci tylko na pieniądzach?
- Nie! - zaprzeczył podniesionym tonem Alba. 
- To czekam, proszę, wyjaśnij mi wszystko - spojrzałam na niego.
- Wyjechałem do innego klubu, bo potrzebowałem pieniędzy na operację dla ojca - Jordi głośno wypuścił powietrze - kiedy zarobiłem odpowiednią sumę, wróciłem do Barcelony i przestałem grać w jakichkolwiek klubach. 
- Tak, i co? - przerwałam - nie mogłeś mi po prostu powiedzieć? 
- Nie chciałem ci mówić bo wiedziałem, że będziesz zła... 
- Zła? - wstałam z łóżka i podeszłam do niego - jakbyś mi powiedział to nie byłabym taka..
- Przepraszam - odpowiedział skruszony i przytulił mnie. 
Nie chciałam pozostać mu dłużna więc również go przeprosiłam i staliśmy tak przytuleni przez dłuższy czas...

***

- Przepraszam za spóźnienie, na prawdę - powiedziałam podbiegając do Adrii.
- Nic się nie stało - odpowiedział szybko i pocałował mnie na przywitanie - a tak właściwie, dlaczego się spóźniłaś? 
- Alba u mnie był...
- I co? - zapytał chłopak. 
- I nic, pogodziliśmy się i postanowiliśmy zostać tylko przyjaciółmi. 
Adria uśmiechnął się tylko i złapał mnie za rękę.
- To gdzie idziemy? - spytał. 
- Mnie to obojętne, z tobą mogę iść wszędzie.
Vilanova stał przez chwilę udając, że myśli.
- No to pójdziemy na gofry! - powiedział entuzjastycznie. 
- Z wielką chęcią - odparłam z radością.
O ile dobrze pamiętałam, budka z goframi znajdowała się niedaleko.
Droga nie zajęła nam sporej ilości czasu.
Cały czas myślałam o przeprosinach Jordiego. 
To było takie szczere, i przyznam się, że zaczęłam żałować, że tak się potoczyło to wszystko. 
Przecież... ja go nadal kocham! 
Zatrzymałam się zbierając w sobie wszystko, co chciałam powiedzieć Adrii. 
- Przepraszam, ale nie możemy być już razem. 
- Dlaczego? - słychać było w jego głosie zmartwienie. 
- Bo ja... ja nadal kocham Jordiego! 
Chłopak stał w ciszy przez kilka dobrych chwil. 
Widać było, że jest lekko zdołowany. 
Ale ja czułam, że dobrze robię i nie mogę go tak dłużej oszukiwać.
- Dobrze, więc, przyjaciele? - zapytał niepewnie.
- Tak, dziękuję - odpowiedziałam i przytuliłam go. 
Byłam mu tak bardzo wdzięczna za to, że nie robił jakichś wielkich problemów. 
Chciałam skakać z radości, ale wiedziałam, że byłoby to niestosowne.
- To.. nadal chcesz iść na te gofry? 
- Oczywiście, jeśli nie sprawi ci problemu.
- Nie, nie - odpowiedziałam. 

***

Pomimo tego, że w tak krótkim czasie zostaliśmy przyjaciółmi Adria nadal zachowywał się tak, jak poprzednio.
Był wesoły, dowcipny i rozmowny. 
Po tym jak zjedliśmy już gofry odprowadził mnie do domu. 
- Dziękuję za wszystko - pożegnałam go buziakiem w policzek. 
- Nie ma za co - odpowiedział i uśmiechnął się.
Wchodząc do domu obróciłam się i pomachałam mu jeszcze. 
Zamknęłam za sobą drzwi. 
Po drodze do pokoju natknęłam się na Shaki, która bezskutecznie próbowała nakarmić Milanka. 
- No jedz, proszę - mówiła do niego błagalnym głosem. 
Milan tylko śmiał się i machał rączkami. 
Uśmiechnęłam się do Shak i poszłam na górę do swojego pokoju.
Usiadłam na łóżku i wybrałam numer Alby. 
Wiedziałam, że muszę z nim poważnie pogadać. 
Odebrał po trzech sygnałach.
= Pilar, stało się coś? - zapytał z troską. 
= Nie, nie... W sumie, tak, stało się - odpowiedziałam - musimy poważnie porozmawiać.
= Gdzie i kiedy? 
= Przyjdź do mnie, dzisiaj, o której godzinie miałbyś czas? 
= Mogę być już zaraz - odpowiedział szybko. 
= Okej, czekam, do zobaczenia - zakończyłam rozmowę. 
Byłam szczęśliwa, że Jordi chciał ze mną rozmawiać. 
Nie czekałam na niego długo, dziesięć, może piętnaście minut.
Po tym czasie rozległ się dzwonek do drzwi. 
- Otworzę! - powiedziałam zbiegając po schodach do Gerarda i Shaki, którzy siedzieli na tarasie i patrzyli, jak Milanek pływa w basenie. 
Podeszłam do drzwi i zrobiłam głęboki wdech. 
Otworzyłam je i zobaczyłam Albę.
- Cześć - przywitał się z uśmiechem. 
- Cześć, wejdź - zaprosiłam go gestem do domu - proponuję iść na górę. 
- Okej, nie ma sprawy - odpowiedział, ściągając buty.
Następnie razem udaliśmy się do mojego pokoju. 
Usiadłam na łóżku i poklepałam ręką miejsce obok siebie. 
- To o czym chciałaś pogadać? - zapytał Jordi. 
- O nas - odpowiedziałam bez zastanowienia. 
- Jak to o nas? - spojrzał na mnie zdziwiony - myślałem, że nas już nie ma...
- Mi też się tak wydawało - podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy - ale ja cię nadal cholernie kocham...
Alba nic nie powiedział. 
Tak po prostu ujął moją twarz w dłonie i zaczął całować mnie tak namiętnie, że zaczęło mi brakować tchu. 
Po chwili przerwał i szepnął: 
- Ja też Cię kocham, Pilar - i wrócił do swoich poprzednich czynów.
Teraz czułam, że mam to, czego tak na prawdę potrzebowałam...
_________________________________
Dzisiaj trzy rozdziały, ponieważ wyjeżdżam.
Miały być cztery, ale następny to epilog, więc sobie poczekacie he. :)
Mam nadzieję, że przyjemnie Wam się czytało.
Pozdrawiam i ściskam. :* 

Rozdział dziesiąty - Ty też bądź przy mnie, już na zawsze.

- Pilar, moja mama... ona... - powiedział Adria podłamanym głosem - moja mama nie żyje.
Słyszałam, jak pociąga nosem i szlocha. 
Ja również nie wytrzymałam i się popłakałam.
- Mogę przyjechać? - zapytał po chwili. 
- Oczywiście, że możesz. Czekam na ciebie - odpowiedziałam wycierając łzy.
Po niecałej godzinie, Adria stał już przed moimi drzwiami. 
Kiedy mu otworzyłam nic nie powiedziałam, po prostu go przytuliłam najmocniej jak mogłam.
Wiem, jakie to uczucie stracić dwie najważniejsze osoby w twoim życiu.
Czułam, jak moja bluzka staje się mokra od jego łez. 
Słony płyn leciał również z moich oczu, przemaczając materiał, który miał na sobie.
Staliśmy tak przez dobrą godzinę w milczeniu. 
Potem chłopak usiadł na kanapę i schował twarz w dłoniach. 
Ja usiadłam obok i objęłam go żeby poczuł, że ma wsparcie w tak trudnej chwili. 
- Dziękuje - wyszeptał po chwili ciszy. 
- Nie dziękuj mi - odpowiedziałam szybko. 
Na prawdę nie zauważyłam, w jakim tempie to wszystko się potoczyło. 
Zderzyliśmy się przypadkowo, potem zapoznałam go z Gerardem, wyjawiliśmy sobie wszystkie sekrety. 
Potem on wspierał mnie, teraz ja jego...
Kiedy tak myślałam, znowu mi to przerwano. 
Tym razem byli to Shaki i Gerard, którzy wcześniej wrócili z imprezy. 
Ale nie przeszkadzali nam, udali się do sypialni. 
Tylko Shak posłała mi pytające spojrzenie, ale nie mówiłam nic.
- Będę ci dziękować za to ogromne wsparcie, gdyby nie ty i moja siostra, nie byłoby mnie tutaj...
- Ej ej, nawet tak nie mów. I nie waż się myśleć o czymś takim, że mogłoby cię tu nie być!
- Dobrze, nie będę. W ogóle nadal nie wierzę w to, że tak szybko cię polubiłem..
- Uwierz, że ja też - uśmiechnęłam się lekko - pozbierasz się po tym, prawda? 
- Jakoś muszę - powiedział, wyjmując twarz z dłoni - inaczej nie dam rady.
W tym momencie przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. 
Potem postanowiliśmy się przejść niezależnie od tego, która była godzina i jak ciemno było na dworze...

***

Spacerowaliśmy tak powoli przez pusty park. 
Jedyne światło dawał księżyc i kilka latarni, które wydobywały z siebie ostatnie tchnienia.
- To wszystko jest takie niesprawiedliwe - powiedział Adria kopiąc kamień, który akurat leżał przed jego butem. 
- Ale jakoś trzeba z tym żyć. Każdy kiedyś przychodzi i odchodzi - taki już jest bieg zdarzeń - dodałam, chcąc podnieść chłopaka na duchu. 
- No tak... Pewnie jest jej tam lepiej - spojrzał w niebo i uśmiechnął się pierwszy raz od czasu powrotu ze szpitala.
Spojrzałam na niego i moje kąciki ust również powędrowały ku górze. 
- Twoja mama zawsze będzie przy tobie, o tutaj - powiedziałam wskazując ręką na jego serce. 
Nagle poczułam, że Adria łapie mnie za dłoń. 
- Ty też bądź przy mnie, już na zawsze - powiedział cicho i złożył na moich ustach długi, przyjemny pocałunek. 
Ja nie chciałam protestować, liczyła się dla mnie ta chwila, to, co działo się tu i teraz. 
Wiedziałam, że to mogłoby skończyć się tak jak z Albą ale nie obchodziły mnie konsekwencje. 
- Będę - powiedziałam w chwili, kiedy po dłuższym czasie przerwaliśmy pocałunek.
- Na zawsze? - zapytał z chęcią upewnienia się.
- Nawet dłużej.
- Chyba powinienem cię już odprowadzić, widzę, że jesteś zmęczona. 
- Nie musisz - spojrzałam na niego 
- Muszę - odpowiedział szybko i uśmiechnął się lekko.
- No dobrze - odparłam. 
Adria bez zastanowienia złapał mnie za rękę i zaczęliśmy iść w stronę mojego domu. 
Kiedy zorientował się, że cały czas jestem ubrana w jego bluzę zaśmiał się. 
- Widzę, że ci się spodobała. 
- A żebyś wiedział, noszę ją przez cały czas i nie potrafię rozstać się z jej zapachem - wyszczerzyłam się - z nią samą w sumie też. 
Uśmiech nie schodził z jego twarzy. 
- Pewnie dlatego, że jest moja - dodał dumny.
- No raczej, że tak! - potwierdziłam entuzjastycznie.
Oboje pogrążyliśmy się w długiej, przyjemniej rozmowie. 
Tak zawzięcie ze sobą rozmawialiśmy, że nie zauważyliśmy tego, że stoimy pod moim domem...

***

- Do jutra - uśmiechnął się Adria i pocałował mnie delikatnie. 
- Tak, do jutra - objęłam jego twarz dłońmi i odpowiedziałam mu tym samym.
Kiedy już pożegnaliśmy się, co trwało ponad trzydzieści minut, weszłam do środka. 
Zdjęłam buty i poszłam do kuchni, żeby napić się soku. 
Po cichu wyjęłam szklankę i kartonik z napojem z lodówki i nalałam sobie picia do szklanki. 
Chwyciłam ją i skierowałam się na schody, żeby wrócić do swojego pokoju.
Starałam robić się to jak najciszej, żeby nikogo przypadkiem nie obudzić.
Weszłam do siebie i zatrzasnęłam lekko drzwi. 
Napiłam się i odłożyłam szklankę na stolik.
Zdjęłam z siebie bluzę, padłam na łóżko i przytuliłam ją. 
Już miałam zasypiać, kiedy usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni. 
Zanurkowałam pod łóżko i znalazłam telefon. 
Spojrzałam na wyświetlacz, ale wyświetlał się tylko numer.
Postanowiłam, że odbiorę. 
= Halo, z kim mam przyjemność?
= Pilar, nie rozłączaj się tylko...
= Czego chcesz? - zapytałam kiedy poznałam głos Alby.
= Chciałbym tylko pogadać, tak normalnie...
= Ale ja nie chcę z tobą gadać. 
= Błagam Cię, daj mi wyjaśnić wszystko.
= Przez telefon? 
= Próbowałem inaczej, ale sama wiesz, że się nie udało. 
Hm, no faktycznie. 
Przypomniałam sobie, jak ostatnio go przywitałam...
= No dobra, mogę poświęcić ci maksymalnie pół godziny, wystarczy? 
= Tak, powinno być okej.
= No ja myślę. Nie chcę tracić dnia, mam zamiar spędzić go z chłopakiem...
Alba nie odzywał się przez dłuższy czas.
W końcu usłyszałam, jak powtórzył tylko kilka razy ostatnie słowo.
= Z jakim chłopakiem? 
= Z Adrią. 
Znowu cisza. 
= No dobra, wpadnę jutro, cześć.
= Yhm, pa. 
Niechętnie ale zgodziłam się na to spotkanie.
Nie wiem dlaczego, chyba troszkę zabolał mnie brak Alby przy sobie.
Ale nie mogłam poddać się tak szybko.
Nie po tym, co mi zrobił i w jaki sposób.

Rozdział dziewiąty - Los nas sobie przypisał.

- Ej, wstawaj - usłyszałam męski, delikatny głos Adrii. 
- Hę? - otworzyłam oczy nie za bardzo wiedząc, czy jeszcze śnię.
- Zasnęłaś tak szybko i spałaś tak słodko, że nie chciałem cię budzić i przesiedziałem całą noc z tobą.
- Mam nadzieję, że to nie był żaden problem - powiedziałam zmartwiona i podniosłam głowę tak, żeby móc spojrzeć w jego oczy.
- Nie, pewnie, że nie - zaśmiał się - wybacz, że cię obudziłem teraz, ale strasznie potrzebowałbym skorzystać z toalety.
- Oh tak, przepraszam - podniosłam się - prosto korytarzem i na prawo - uśmiechnęłam się.
- Dzięki - chłopak wstał i poszedł we wskazanym kierunku. 
Przez całą noc leżałam oparta o Adrię i miałam okazje wdychać zapach jego cudownych perfum. 
"Ale pamiętaj Pilar, to tylko bliski kolega", na razie nikt więcej.
Spojrzałam na zegarek, była już dziesiąta!
Vilanova musiał leżeć tak ze mną przez 12 godzin.
Muszę przyznać, że jest bardzo wygodny i dawał dużo ciepła.
Otrząsnęłam się z myśli i zaczęłam sprzątać, nadal wąchając bluzę Adrii. 
Kiedy wrócił z łazienki, wszystko leżało na swoim miejscu. 
- Będę już leciał, nie chcę przeszkadzać. 
- Oj nie przeszkadzasz. Geri z Shaki wyjechali na imprezę, Milanka oddali Anto. 
- Spokojnie, wpadnę jeszcze - Adria uśmiechnął się i wręczył mi kawałek karteczki - zadzwoń tylko. 
- No okej - uśmiechnęłam się. 
- To ja już uciekam, do potem. 
Podeszłam do niego a moje kąciki ust powędrowały ku górze.
- Tak, do potem - delikatnie pocałowałam go w policzek - jeszcze raz dziękuje. 
- Nie ma za co, na prawdę - zarumienił się Adria i wyszedł. 
Odwinęłam kawałeczek papieru. 
Napisany był na nim numer - w razie gdybym chciała zadzwonić, i adres - jakbym miała zamiar wpaść. 
Na dole napisane było imię "Adria" obok którego narysowane było serduszko. 
Uśmiechnęłam się do kawałka karteczki, opadłam na kanapę i włączyłam telewizor. 

***

Byłam zupełnie sama w domu, więc znalazłam czas na długą, przyjemną kąpiel.
Wysuszyłam włosy, przebrałam się w świeże ubrania i wróciłam do oglądania filmów. 
Mój seans przerwał dzwonek do drzwi. 
Poszłam do nich z nadzieją, że to Adria o czymś zapomniał (o mnie na przykład, nie ważne z resztą). 
Otworzyłam je i moim oczom ukazał się Alba. 
- Niespodzianka - powiedział z uśmiechem. 
Nie odpowiedziałam nic, uderzyłam go w twarz tak mocno, że zawył z bólu. 
- Niespodziankę to będziesz miał, jak zaraz nie znikniesz z moich oczu. 
- Ale przyjechałem specjalnie dla ciebie - powiedział nadal trzymając się za policzek - nie cieszysz się? 
- Z czego mam się cieszyć? Z tego, że jesteś fałszywym dupkiem, który nagle pokazuje się po trzech miesiącach, w tym dwóch nieudanego związku? 
- Przepraszam, kochanie...
- Gdzieś mam te twoje kochanie, wyjdź! - wrzasnęłam i zamknęłam drzwi przed jego nosem. 
Słyszałam tylko jedno, głośne "kurwa" przepełnione rozpaczą i nic poza tym. 
Oczywiście musiał zjawić się teraz i zniszczyć mój nastrój. 
Postanowiłam więc napisać do Adrii, czy nie mógłby zjawić się jakoś za dwie, trzy godzinki u mnie. 
Wiedziałam, że jedynie on może poprawić mi humor. 
Odpisał, że zjawi się nawet wcześniej. 
I tak było, przyszedł już po godzinie. 
- Wybacz, że tak późno, ale musiałem jeszcze odwieść siostrę do koleżanki - powiedział ściągając buty.
- To i tak szybciej niż się spodziewałam, dziękuje - przytuliłam go i znowu poczułam te jego fantastyczne perfumy. 
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. A teraz gadaj, stało się coś? 
- Nie, tak, ugh... - zmieniłam temat - coś do picia? 
- Więc? - spojrzał na mnie - Tak, może być woda. 
- Okej, zaraz ci opowiem - powiedziałam, nalewając wody do szklanki. 
Podałam mu ją i usiadłam obok. 
- Alba tu był... 
Adria zamarł na chwilę i spojrzał na mnie. 
- Zrobił ci coś? Obraził cię? Dotknął cię? 
- Nie, nie, nie. Ale sam fakt, że jak skończony frajer pokazał się po tak długim czasie...
- Nie denerwuj się już, olej go - powiedział Adria przytulając mnie. 
W jego ramionach czułam się taka bezpieczna i krucha. 
- Nie wiem jak mogłam się do ciebie tak przywiązać i w kilka godzin zdradzić ci wszystkie swoje sekrety - powiedziałam po chwili bez żadnego celu, tak po prostu. 
- Pewnie dlatego, że los nas sobie przypisał - zaśmiał się chłopak.
"Los nas sobie przypisał" tak. 
To w sumie miało sens...

***

Spędziliśmy razem bardzo miły i fajny wieczór. 
Dowiedziałam się o nim tyle, ile nikt więcej nie wiedział. 
Zdziwiłam się trochę, że po kilku godzinach znajomości jest w stanie tyle mi wyznać. 
Byłam pozytywnie zaskoczona jego osobą.
Był zupełnie inny, niż wcześniej słyszałam. 
- Poważnie! - dokończył swoją opowieść ledwo powstrzymując śmiech.
Szczerze to nie skupiałam się na tym co mówi i nie wiedziałam za bardzo, co kończyło to słowo.
Przez cały czas obserwowałam jego oczy przepełnione radością i podziwiałam entuzjazm z jakim to wszystko opowiadał.
Tak, Adria na prawdę był bardzo pozytywnym człowiekiem. 
No, i nawet dobrze dogadywał się z Gerardem, czyli jako mąż byłby zaakceptowany.
Nie, o czym ja gadam. 
Znowu zaczynają mnie męczyć te myśli.
Na szczęście, wyrwał mnie z nich dźwięk dzwonka Adrii. 
Usłyszałam tylko: 
- Halo, Carlota? Mama w szpitalu? Już jadę, czekaj na mnie - powiedział zmartwiony. 
- Coś się stało? - zapytałam zaniepokojona widząc jego minę. 
- Mama jest w szpitalu, miała zawał - odpowiedział załamany i szybko wstał, żeby ubrać buty - jadę tam, przepraszam.
- Nie przepraszaj mnie tylko jedź już! - dodałam szybko, a on zerwał się do drzwi - i pamiętaj, napisz do mnie jak się czegoś dowiesz! 
- Dobrze - krzyknął wsiadając do samochodu. 
Było mi go szkoda. 
Najpierw stracił tatę chorego na nowotwór, teraz może jeszcze stracić mamę. 
Usiadłam na kanapie, chwyciłam komórkę i czekałam na telefon albo chociaż wiadomość od Adrii.
Byłam gotowa, żeby siedzieć tak do końca mojego życia. 
W końcu zadzwonił, a ja odebrałam...

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział ósmy - [...] Bylibyście idealną parą.


Wracaliśmy tak długo, że powoli robiło się ciemno.
Przecież ten park nie jest tak daleko od domu.
Kiedy zaczął wiać wiatr, poczułam, jak zimno mnie przeszywa.
Moje ciało przechodziły dreszcze, zęby zgrzytały co raz częściej.
To chyba nie był mądry pomysł, żeby ubierać krótki rękawek.
Wieczorne temperatury w Barcelonie są nieprzewidywalne.
Moje oddziaływanie na zimno nie umknęło uwadze Adrii, który zdjął swoją bluzę i zarzucił ją na swoje ramiona.
- Powinno być ci cieplej - powiedział cicho.
- Dzięki - odparłam wtulając się w materiał.
Ta bluza tak pięknie pachniała jego perfumami...
Wiedziałam, że jeśli Adria nie stanie się kimś więcej, niż tylko przypadkową osobą spotkaną na ulicy to chyba oszaleję.
Osobiście czułam, że jest jedynym idealnym facetem dla mnie.
Ale jak na razie nasze relacje podtrzymywały się na poziomie koleżanka-kolega.
Kto wie, jak to wszystko potoczy się dalej.
Powoli orientowałam się, gdzie jesteśmy i ile minut drogi zostało do domu.
Nie chciałam jeszcze wracać, ale chodzenie po ciemku nie jest zbytnio bezpieczne.
Zza niskich drzew pokazywał się już piętrowy, biały budynek.
- To tutaj - uśmiechnęłam się i wskazałam ręką na dom.
- Fajnie wygląda - odpowiedział Adria odwracając się w moją stronę.
- Wiem, wiem - odparłam.
Doszliśmy do furtki, więc zadzwoniłam.
Już po chwili w drzwiach stał Gerard z Milanem na rękach.
- O, jesteś - krzyknął, z trudem przytrzymując Milanka - kogo przyprowadzasz do domu?
- Cześć braciszku, miło cię widzieć - uśmiechnęłam się sztucznie - to jest Adria Vilanova, syn Tito, bardzo chciał cię poznać.
- Oo, to w takim razie zapraszam - powiedział dumnie mój brat.
Weszliśmy do środka.
- Dobry wieczór - przywitał się Adria.
- O witam - Shaki uśmiechnęła się - Pilar, nie mówiłaś mi, że masz chłopaka.
- Bo nie mam - odpowiedziałam lekko się czerwieniąc - to mój, hm, kolega.

***

Kiedy rozmowa stała się luźniejsza a Adria doskonale dogadywał się z Gerardem, razem z Shaki poszłyśmy przygotować kolację.
- Podoba ci się, co? - spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Nie - skłamałam - no... może tylko trochę.
- Ha! Wiedziałam! - odpowiedziała radośnie klaszcząc w ręce - bylibyście idealną parą.
- Ale nie jesteśmy - wzruszyłam ramionami.
Przez chwilę czułam, jak coś łapie mnie za kieszenie.
- Milan! - zaśmiałam się, podniosłam go i posadziłam na blacie obok - no, urosłeś trochę.
Chłopczyk odwrócił głowę w moją stronę, rzucił mądrym spojrzeniem i zaśmiał się.
- No tak, rośnie jak na drożdżach - powiedziała Shaki - ma to po mamie.
- Opowiadaj w ogóle jak było na wyjeździe?
- Strasznie nudno bez was - odpowiedziała - codziennie masa fanów, reporterów - westchnęła - to jest strasznie męczące.
- Rozumiem... Ale przynajmniej Milanek fajnie się bawił, prawda? - spojrzałam na małego, który uważnie oglądał swój ośliniony palec.
- Dobra, zabierzmy się lepiej za to jedzenie, bo chłopaki poumierają z głodu - zaśmiała się Shak.
Pokroiłyśmy już pomidory, ogórki, cebulę i wszystko, co było potrzebne do kanapek.
Ja obkładałam pieczywo a moja bratowa smażyła jajecznicę.
Kiedy już skończyłam wyjęłam cztery talerze i nałożyłam na nie kanapki.
Shakira zgarnęła na nie jeszcze jajecznicę i jedzenie było gotowe.
Wzięłam dwa talerze, dla siebie i dla Adrii i wyszłam z kuchni.
Za mną szła Shaki, która również trzymała dwie porcje.
Milanek wiernie szedł za swoją mamą, przytrzymując ją za dół sukienki.
- Proszę bardzo, smacznego - powiedziałam, podając talerz Vilanovie.
- Wzajemnie - uśmiechnął się, odbierając ode mnie talerz i widelec.

***

Reszta wieczoru mijała bardzo przyjemnie.
Wszyscy się śmialiśmy, oglądaliśmy filmy...
Czułam się, jakbym znała Adrię od dawna, a minęło zaledwie 10 godzin naszej znajomości.
Najwidoczniej szybko można związać się z nowo poznaną osobą.
- Dobra, my idziemy i nie przeszkadzamy - powiedziała Shaki chwytając za rękę Gerarda i mrugnęła do mnie okiem.
- No, dobrej nocy! - dodał Geri.
- Taa, dobrej nocy - odpowiedziałam.
I wszyscy troje; Shaki, Gerard i Milan, zniknęli na górze.
Zostaliśmy sami, tylko ja i Adria.
- Pilar, strasznie dziękuję ci za to spotkanie - powiedział zadowolony chłopak.
- Nie ma za co - odpowiedziałam - jakoś musiałam się zrehabilitować za tą stłuczkę. Ja również dziękuję.
- Ale za co? - spojrzał na mnie Vilanova wpatrując się w moje oczy i lekko przekrzywiając głowę w prawo.
- Za to, że nie nawrzeszczałeś na mnie jak na ciebie wpadłam, uratowałeś przed zamarznięciem i rozweseliłeś wieczór.
- Nie masz za co dziękować, to czysta przyjemność - uśmiechnął się - poza tym, spełniłaś moje marzenie.
- Lubię spełniać czyjeś marzenia i uszczęśliwiać ludzi.
- Uszczęśliwiasz ludzi już swoim widokiem - powiedział tym razem bez zawahania.
Poczułam, jak moje policzki zalewają się krwisto czerwonymi rumieńcami.
- Jeju, to strasznie miłe.
- Stwierdzam tylko fakty.
Przypomniałam sobie, że nadal mam na sobie jego bluzę.
- Chyba powinnam ci to oddać - powiedziałam, wyciągając ręce z rękawów.
- Nie oddawaj mi jej, zatrzymaj ją - uśmiechnął się - zapamiętasz mnie przynajmniej.
"Tak, zapamiętam na długo" powiedziałam sobie w myślach.
W czasie tej rozmowy poczułam, jak moje oczy się powoli zamykają.
Zasypiając poczułam, jak czyjeś silne ramie opada na moje i przyciąga mnie.
Bez wahania oparłam głowę na klatce piersiowej piłkarza i zasnęłam...
_________________________________
Jedno, wielkie nic.
Przepraszam, mam kompletny brak weny i utknęłam na pisaniu trzech kolejnych blogów, które w dalekiej przyszłości mam zamian zacząć Wam przedstawiać.
Ostatni raz rozdział na którykolwiek z nich pisałam dobry miesiąc temu i jak na razie się nie zapowiada na powrót do tego.
Obecny blog skończę jeszcze we wakacje i dość późno po nich pojawi się trzeci.
Jestem również zmartwiona tym, że prawie nikt tego nie czyta, trochę szkoda.
Mam nadzieję, że kiedyś zajdzie jakaś poprawa i statystyki podskoczą w górę.
To na tyle, miłych wakacji i reszty niedzieli.
+Argentyna koniecznie musi dzisiaj wygrać, tak!

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział siódmy - Bo jesteś piękna...

*Trzy miesiące później*

Shaki z Milankiem wrócili już do domu, Geri od dłuższego czasu był szczęśliwszy niż zawsze.
Ja siedziałam sama na kanapie w pokoju, oglądałam jakieś filmy i paliłam kolejne papierosy.
Alby nie było przy mnie od dwóch miesięcy. 
Dlaczego? 
Postanowił wyjechać, znowu zagrać w barwach Valencii a kiedy się o tym dowiedziałam, w naszym związku nie układało się najlepiej.
Okazało się, że zależało mu tylko na pieniądzach, nie na miłości. 
Nie miałam zamiaru rozpaczać za tak potwornym dupkiem, jakim był Alba.
Nie chciałam o nim myśleć, nie chciałam go widzieć, znać i go sobie wspominać.
Po prostu zachowywałam się tak, jakby go nigdy nie było.
Może coś tam po nim zostało ale to nic szczególnie ważnego. 
Liczyło się dla mnie to, jak teraz poukładam sobie swoje życie i kto zagra w nim główną rolę.
Nie chciałam się teraz angażować w jakiekolwiek związki ale wiedziałam, że to niekoniecznie musi się udać.
Przestałam o nim myśleć i poderwałam się z łóżka.
Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie a moją twarz dorwały promienie słońca.
Był taki piękny dzień, szkoda go marnować.
Postanowiłam więc, że wybiorę się pobiegać.
Poczłapałam do szafy i otworzyłam ją.
Znowu zaczęłam przerzucać tony ubrań, i w końcu znalazłam jakiś wygodny zestaw, do którego założyłam lekko zniszczone trampki. 
Nie potrafiłam się z nimi rozstać. 
Włosom pozwoliłam odpocząć, nie związywałam ich. 
Jeszcze tylko słuchawki. 
Otwierałam wszystkie szuflady po kolei i kiedy w końcu je znalazłam, mogłam już wychodzić.
Zamknęłam pokój, zbiegłam po schodach i wyszłam.
Skierowałam się do najbliższego parku...

***

Mijała kolejna godzina biegów. 
Muszę przyznać, że nie zmęczyłam się ani trochę i mogłabym tak codziennie. 
Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiejś pobliskiej ławki, żeby zawiązać buta. 
Podbiegłam do jednej, usiadłam i zrobiłam to co miałam. 
Wstałam, odgarnęłam włosy i pobiegłam dalej. 
Spojrzałam na chwilę na moją mp3, żeby zmienić piosenkę, kiedy nagle na kogoś wpadłam.
Straciłam równowagę i runęłam na osobę przede mną.
- Oh, przepraszam bard... - w tym momencie przerwałam.
Zorientowałam się kim była osoba, na którą wpadłam. 
Adria Vilanova. 
Wszędzie poznałabym te dobrze zbudowane ciało i jasnobrązowe, podniesione nad czołem włosy. 
- Nic ci nie jest? - zapytał szybko chłopak wstając i otrzepując się. 
- Nie, nie - powiedziałam machając przecząco głową - to ja raczej powinnam zapytać, czy to tobie się nic nie stało... 
- Jestem cały - uśmiechnął się Adria i podał mi rękę - wstawaj. 
Niepewnie chwyciłam dłoń piłkarza, podniosłam się i poprawiłam włosy. 
- Jestem Ad..
- Adria Vilanova - przerwałam mu i posłałam mu uśmiech - poznałam. 
- Widzę, że dobrze się orientujesz - spojrzał na mnie - a ty to...? 
- Pilar - wypuściłam powietrze z płuc - Pilar Piqué. 
- Piqué?! - zdziwił się chłopak - ten Piqué? 
- Tak, tak, siostra Gerarda z Barcelony... 
- Zawsze marzyłem, żeby cię poznać, to znaczy... - Adria pacnął się ręką w czoło - Gerarda, tak, poznać Gerarda.
- Nie ma sprawy! - odparłam radośnie - jakoś ci się zrekompensuję za to zderzenie. 
- To wspaniałą wiadomość, dziękuję - powiedział Vilanova entuzjastycznie. 
- Chodź, idziemy - powiedziałam i wykonałam gest ręką, żeby szedł za mną...

***

Przez całą drogę myślałam o Adrii. 
Jego oczy, włosy, uśmiech... 
"Ogarnij się Pilar, ogarnij..." skarciłam się w myślach.
Przecież nie miałam się zakochiwać, obiecałam to sobie jeszcze dzisiaj rano.
Co jakiś czas spoglądałam na mojego towarzysza, który cały czas uśmiechnięty szedł przez siebie.
W końcu wyciągnęłam z kieszeni papierosy i zapaliłam jednego. 
- Palisz? - zapytałam Adrię wyciągając w jego stronę paczkę papierosów.
- Nie, nie palę. Jestem sportowcem, to by mi tylko zaszkodziło - odparł - ty też nie powinnać palić. 
- Ja? Dlaczego? - odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam się w jego głębokie oczy. 
- Bo jesteś piękna... - przygryzł wargę - nie, nie to miałem mówić - odetchnął - bo to skraca życie. 
Stop, stop, stop. 
"Zawsze marzyłem, żeby cię poznać" i "bo jesteś piękna"? 
Takie rzeczy nie mogą tak po prostu się wymknąć.
Ale przecież on mnie nie zna.
A ja nie miałam się zakochiwać...
"Pilar, dość" myślałam przez cały czas, ale nie działało.
- Opowiedz mi coś o sobie - z wyzywania się w myślach wyrwał mnie głos Adrii - o ile chcesz.
- Tak, pewnie - powiedziałam nabierając powietrza do płuc - no więc od podstaw, jestem Pilar Elena Piqué, mam 19 lat, urodziłam się w Hiszpanii, moi rodzice zginęli jak byłam mała. Od kilku lat mieszkam z Gerardem, Shaki i ich synkiem. W wieku 10 lat zaczęłam grać w piłkę nożną, ale w wieku 16 lat nabawiłam się kontuzji i skończyłam z tym. Byłam dziewczyną Alby przez miesiąc i jeden dzień ale niestety, nie układało się nam - powiedziałam na jednym oddechu - to chyba tyle.
Widziałam, że Adria uważnie mnie słuchał i śledził każdy mój gest podczas opowieści. 
- Grałaś w piłkę nożną? - spojrzał na mnie - pewnie musisz być dobra, skoro robiłaś to przez 6 lat.
- Trzy razy mistrzyni Hiszpanii, kilkanaście medali, siedem pucharów, dziewięć zwycięstw w grupie juniorów - uśmiechnęłam się.
- No, nic tylko pogratulować.
- Okej, teraz twoja kolej - powiedziałam zaciekawiona. 
- No więc jestem Adria Vilanova, urodziłem się w Barcelonie i gram na pozycji obrońcy w Barcy B. Mam wspaniałą mamę i siostrę, tata zmarł na nowotwór. Mieszkam z mamą i siostrą i staram się, żeby wiodło się im jak najlepiej - zamyślił się - i zdecydowanie nie byłbym dobry w pisaniu swojej biografii.
Oboje się pośmialiśmy. 
To wszystko działo się tak szybko.. 
W przeciągu zaledwie 2 miesięcy zdążyłam się pozbierać i poznać kogoś nowego, kogo pokochałam od razu. 
Czy ja właśnie pomyślałam, że go kocham? 
Nie, to przecież nie mogła być prawda. 
Nie mogłam się tak szybko zakochać.
Nie teraz...
_________________________________
Rozdział nie najwyższych lotów, ale zawsze coś.
I w końcu pojawił się Adria..
Ahh, no i powolutku, powolutku zbliżamy się do końca. :)
Jeszcze nie jestem w pełni zdecydowana, co będzie następne...
Cóż, do niedzieli, buziak. :*


niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział szósty - Nic nie mów.

Siedziałam przed toaletką dokańczając właśnie kreskę na lewym oku.
Męczyłam się z nią przez kilkanaście dobrych minut, i w końcu się udało.
Makijaż i fryzura były gotowe.
Pierwszy raz udało mi się tak idealnie wyglądać.
Najgorsze przede mną - wybieranie ubioru.
Zawsze miałam z tym problem.
Nie ważne, że moja szafa była tak zapełniona, że nic się w niej nie mieściło.
I tak uparcie twierdziłam, że było tego za mało, albo że to już nie modne.
Przekopałam wszystkie półki i wieszaki.
W końcu znalazłam idealną sukienkę.
Granatowa, obcisła góra, od mniej-więcej połowy brzucha była rozkloszowana.
Do niej dobrałam szpilki w tym samym kolorze.
Przejrzałam się w lustrze z dumą. 
Stwierdziłam, że gdybym nie była mną z chęcią bym się ze sobą ożeniła.
Uśmiechnęłam się jeszcze i zeszłam na dół.
Na kanapie siedział Geri, rozmawiał z Shaki przez telefon.
Kiedy byłam już na parterze, braciszek spojrzał na mnie i zagwizdał na mój widok.
Potem musiał się tłumaczyć Shak, dlaczego akurat teraz wydał z siebie ten dźwięk.
Jego wytłumaczenia były tak bezsensowne, że aż śmieszne.
Kiedy skończył, powiedział:
- No, a kto tu się tak wystroił? - spojrzał na mnie poruszając brwiami.
- Gerard, głupku. Musisz akurat teraz? - zapytałam.
- No co. Lubię jak moja siostra wygląda ładnie, w końcu po kimś to masz - wyszczerzył się. 
- Ha, ha, bardzo śmieszne - zaśmiałam się sztucznie - wychodzę dzisiaj.
- Z Jordim? 
- Tak.
- Może cię odwieść? - zapytał z troską Gerard - jest ciemno.
- Ee tam, przesadzasz. Pamiętaj, że mam sporo siły i umiem się bronić - zachichotałam.
- A no faktycznie. 
Poprawiłam włosy i przejrzałam się, po raz setny w ciągu tej godziny.
- Kiedy wraca Shaki, stęskniłam się już za nią.
- Mówiła, że postara się jak najszybciej. Może za 4/5 dni - uśmiechnął się.
- No nareszcie - powiedziałam ucieszona i spojrzałam na zegarek - idę już, papa. 
Przytuliłam brata na pożegnanie i dodałam:
- Tylko grzecznie mi tutaj.
- Ty tam też - zaśmiał się.
Wyszłam z domu i zamknęłam za sobą drzwi...

***

Idąc tak uliczkami podziwiałam widoki.
Mimo tego, że mieszkałam w Barcelonie od lat, zawsze zachwycałam się tymi wszystkimi kamieniczkami.
W końcu zobaczyłam deptak, na końcu którego znajdowało się miejsce spotkania. 
Ruszyłam pewnie przed siebie, poprawiając nerwowo sukienkę.
Od Jordiego dzieliło mnie tylko kilka metrów.
Byłam już na miejscu i rozejrzałam się. 
Nikogo tam nie było.
Spojrzałam na pobliski zegarek.
Jordi miał jeszcze 15 minut.
Ze spokojem usiadłam na krzesełku przed kafejką i czekałam...
W końcu pojawił się On.
Był w czarnym garniturze, spod którego góry wyłaniała się biała koszula i czarna muszka. 
W rękach trzymał spory bukiet czerwonych kwiatów, które mi wręczył. 
- Pięknie wyglądasz - uśmiechnął się Jordi. 
- Ty również wyglądasz tak, hm, elegancko. Czy to jakaś specjalna okazja? - spojrzałam na niego.
- Owszem, spotkanie z tobą to najlepsza okazja do wystrojenia się. 
Teraz był taki pewniejszym siebie Jordim, nie tym nieśmiałym.
Szczerze, to podobało mi się to, nawet bardzo.
- Jakieś plany? - spytałam zaciekawiona.
- Całkiem sporo - odparł i złapał mnie za rękę - chodź.
Zaprowadził mnie do swojego samochodu i otworzył mi drzwi.
On również wsiadł, uruchomił silnik i ruszył.
Jechaliśmy gdzieś a ja zupełnie nie wiedziałam, gdzie.
Miałam tylko nadzieję, że Jordi nie zaczął nagle myśleć jak psychopata, nie wywiezie mnie do jakiegoś oddalonego o 100km lasu i...
Stop, stop, stop - naoglądałam się zdecydowanie za dużo filmów.
Skarciłam się w myślach i spojrzałam przed siebie.
Widziałam kolejne malownicze uliczki, które były oświetlone słabym światłem latarni miejskich.
Pozostało mi tylko czekać aż gdzieś zaparkujemy, i oglądać kolejne budynki...

***

- No, jesteśmy - oznajmił Jordi po dość długiej podróży.
Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się.
Byliśmy na plaży, gdzie paliło się niewielkie ognisko, w koło którego stały dwa potężne kamienie, które robiły za siedzenia.
Całe to miejsce otoczone było palmami i kwiatami, które miały różne, wyraziste kolory i przepięknie pachniały.
- Jak tu pięknie - westchnęłam z zachwytem.
Alba uśmiechnął się i oparł:
- Wiem. Z reguły zawsze przychodziłem tu sam, kiedy chciałem przemyśleć wiele spraw. Nie miałem nikogo wyjątkowego, komu pokazałbym to miejsce - nabrał powietrza - ale teraz mogę przyjeżdżać tu z tobą...
Słowa Jordiego zdziwiły mnie trochę. 
W końcu wyrwałam się z myślenia.
- Ja? Wyjątkowa? - zapytałam. 
- Tak, bo w sumie po to tu jesteśmy - podniósł głowę i spojrzał mi głęboko w oczy - podobasz mi się, cholernie mi się podobasz a ja cholernie nie potrafiłem tego wyrazić wcześniej - westchnął - od kiedy cię zobaczyłem wiedziałem, że nie odpuszczę i że będę musiał cię mieć tylko dla siebie, to spotkanie z Gerardem było tylko pretekstem do tego, żeby cię zobaczyć i spędzić z tobą chociaż chwilkę, najmniejszą chwilkę...
Po tych wszystkich słowach ucieszyłam się, że czujemy do siebie to samo. 
Wzruszyłam się a po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza szczęścia. 
- Jordi, ja nie wiem co mam powiedzieć... - zawahałam się.
- Nic nie mów - odpowiedział Alba, podszedł bliżej, otarł łzę kciukiem i wpił się w moje usta.
Nie chciałam tego kończyć, więc odpowiadałam mu kolejnymi pocałunkami.
W tej chwili czułam, że mam wszystko, o czym zawsze marzyłam a czas jakby stanął.
W moim brzuchu roiło się od motyli, które tylko sprawiały, że ten pocałunek zapamiętam na długi czas...
_________________________________
Nie jestem w pełni zadowolona z tego rozdziału, bo spodziewałam się, że wyjdzie troszkę inaczej.
Mam nadzieję, że chociaż Wam się spodoba.
Dedykuję go $OWIE, która długo czekała żeby przeczytać, co powie Jordi. :D
Do następnej niedzieli, buziaki. :*