niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział dziesiąty - Ty też bądź przy mnie, już na zawsze.

- Pilar, moja mama... ona... - powiedział Adria podłamanym głosem - moja mama nie żyje.
Słyszałam, jak pociąga nosem i szlocha. 
Ja również nie wytrzymałam i się popłakałam.
- Mogę przyjechać? - zapytał po chwili. 
- Oczywiście, że możesz. Czekam na ciebie - odpowiedziałam wycierając łzy.
Po niecałej godzinie, Adria stał już przed moimi drzwiami. 
Kiedy mu otworzyłam nic nie powiedziałam, po prostu go przytuliłam najmocniej jak mogłam.
Wiem, jakie to uczucie stracić dwie najważniejsze osoby w twoim życiu.
Czułam, jak moja bluzka staje się mokra od jego łez. 
Słony płyn leciał również z moich oczu, przemaczając materiał, który miał na sobie.
Staliśmy tak przez dobrą godzinę w milczeniu. 
Potem chłopak usiadł na kanapę i schował twarz w dłoniach. 
Ja usiadłam obok i objęłam go żeby poczuł, że ma wsparcie w tak trudnej chwili. 
- Dziękuje - wyszeptał po chwili ciszy. 
- Nie dziękuj mi - odpowiedziałam szybko. 
Na prawdę nie zauważyłam, w jakim tempie to wszystko się potoczyło. 
Zderzyliśmy się przypadkowo, potem zapoznałam go z Gerardem, wyjawiliśmy sobie wszystkie sekrety. 
Potem on wspierał mnie, teraz ja jego...
Kiedy tak myślałam, znowu mi to przerwano. 
Tym razem byli to Shaki i Gerard, którzy wcześniej wrócili z imprezy. 
Ale nie przeszkadzali nam, udali się do sypialni. 
Tylko Shak posłała mi pytające spojrzenie, ale nie mówiłam nic.
- Będę ci dziękować za to ogromne wsparcie, gdyby nie ty i moja siostra, nie byłoby mnie tutaj...
- Ej ej, nawet tak nie mów. I nie waż się myśleć o czymś takim, że mogłoby cię tu nie być!
- Dobrze, nie będę. W ogóle nadal nie wierzę w to, że tak szybko cię polubiłem..
- Uwierz, że ja też - uśmiechnęłam się lekko - pozbierasz się po tym, prawda? 
- Jakoś muszę - powiedział, wyjmując twarz z dłoni - inaczej nie dam rady.
W tym momencie przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. 
Potem postanowiliśmy się przejść niezależnie od tego, która była godzina i jak ciemno było na dworze...

***

Spacerowaliśmy tak powoli przez pusty park. 
Jedyne światło dawał księżyc i kilka latarni, które wydobywały z siebie ostatnie tchnienia.
- To wszystko jest takie niesprawiedliwe - powiedział Adria kopiąc kamień, który akurat leżał przed jego butem. 
- Ale jakoś trzeba z tym żyć. Każdy kiedyś przychodzi i odchodzi - taki już jest bieg zdarzeń - dodałam, chcąc podnieść chłopaka na duchu. 
- No tak... Pewnie jest jej tam lepiej - spojrzał w niebo i uśmiechnął się pierwszy raz od czasu powrotu ze szpitala.
Spojrzałam na niego i moje kąciki ust również powędrowały ku górze. 
- Twoja mama zawsze będzie przy tobie, o tutaj - powiedziałam wskazując ręką na jego serce. 
Nagle poczułam, że Adria łapie mnie za dłoń. 
- Ty też bądź przy mnie, już na zawsze - powiedział cicho i złożył na moich ustach długi, przyjemny pocałunek. 
Ja nie chciałam protestować, liczyła się dla mnie ta chwila, to, co działo się tu i teraz. 
Wiedziałam, że to mogłoby skończyć się tak jak z Albą ale nie obchodziły mnie konsekwencje. 
- Będę - powiedziałam w chwili, kiedy po dłuższym czasie przerwaliśmy pocałunek.
- Na zawsze? - zapytał z chęcią upewnienia się.
- Nawet dłużej.
- Chyba powinienem cię już odprowadzić, widzę, że jesteś zmęczona. 
- Nie musisz - spojrzałam na niego 
- Muszę - odpowiedział szybko i uśmiechnął się lekko.
- No dobrze - odparłam. 
Adria bez zastanowienia złapał mnie za rękę i zaczęliśmy iść w stronę mojego domu. 
Kiedy zorientował się, że cały czas jestem ubrana w jego bluzę zaśmiał się. 
- Widzę, że ci się spodobała. 
- A żebyś wiedział, noszę ją przez cały czas i nie potrafię rozstać się z jej zapachem - wyszczerzyłam się - z nią samą w sumie też. 
Uśmiech nie schodził z jego twarzy. 
- Pewnie dlatego, że jest moja - dodał dumny.
- No raczej, że tak! - potwierdziłam entuzjastycznie.
Oboje pogrążyliśmy się w długiej, przyjemniej rozmowie. 
Tak zawzięcie ze sobą rozmawialiśmy, że nie zauważyliśmy tego, że stoimy pod moim domem...

***

- Do jutra - uśmiechnął się Adria i pocałował mnie delikatnie. 
- Tak, do jutra - objęłam jego twarz dłońmi i odpowiedziałam mu tym samym.
Kiedy już pożegnaliśmy się, co trwało ponad trzydzieści minut, weszłam do środka. 
Zdjęłam buty i poszłam do kuchni, żeby napić się soku. 
Po cichu wyjęłam szklankę i kartonik z napojem z lodówki i nalałam sobie picia do szklanki. 
Chwyciłam ją i skierowałam się na schody, żeby wrócić do swojego pokoju.
Starałam robić się to jak najciszej, żeby nikogo przypadkiem nie obudzić.
Weszłam do siebie i zatrzasnęłam lekko drzwi. 
Napiłam się i odłożyłam szklankę na stolik.
Zdjęłam z siebie bluzę, padłam na łóżko i przytuliłam ją. 
Już miałam zasypiać, kiedy usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni. 
Zanurkowałam pod łóżko i znalazłam telefon. 
Spojrzałam na wyświetlacz, ale wyświetlał się tylko numer.
Postanowiłam, że odbiorę. 
= Halo, z kim mam przyjemność?
= Pilar, nie rozłączaj się tylko...
= Czego chcesz? - zapytałam kiedy poznałam głos Alby.
= Chciałbym tylko pogadać, tak normalnie...
= Ale ja nie chcę z tobą gadać. 
= Błagam Cię, daj mi wyjaśnić wszystko.
= Przez telefon? 
= Próbowałem inaczej, ale sama wiesz, że się nie udało. 
Hm, no faktycznie. 
Przypomniałam sobie, jak ostatnio go przywitałam...
= No dobra, mogę poświęcić ci maksymalnie pół godziny, wystarczy? 
= Tak, powinno być okej.
= No ja myślę. Nie chcę tracić dnia, mam zamiar spędzić go z chłopakiem...
Alba nie odzywał się przez dłuższy czas.
W końcu usłyszałam, jak powtórzył tylko kilka razy ostatnie słowo.
= Z jakim chłopakiem? 
= Z Adrią. 
Znowu cisza. 
= No dobra, wpadnę jutro, cześć.
= Yhm, pa. 
Niechętnie ale zgodziłam się na to spotkanie.
Nie wiem dlaczego, chyba troszkę zabolał mnie brak Alby przy sobie.
Ale nie mogłam poddać się tak szybko.
Nie po tym, co mi zrobił i w jaki sposób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz